LEGENDA O ZATOPIONYM MIEŚCIE
Było to bardzo, bardzo dawno temu. Może to był wiek XIII, a może wiek XIV..? Dzisiaj nie sposób jednoznacznie powiedzieć kiedy to było. Nigdzie nie ma żadnych zapisków a wiedzę o tym wydarzeniu przekazywano sobie z ust do ust.
Przy rynku w Pniewach w małej chatynce blisko kościoła mieszkało sobie bezdzietne małżeństwo. Pan Maciej liczący sobie około lat sześćdziesięciu zajmował się drobnymi naprawami w gospodarstwach domowych mieszkańców miasteczka a jego młodsza o blisko dziesięć lat żona Zofia szydełkowała i robiła na drutach ciepłe swetry i skarpety. Jak to w małżeństwach się czasami zdarza dochodziło między nimi do drobnych sprzeczek, po których pan Maciej wychodził z domu i szedł nad jezioro od strony gdzie obecnie przed Łazienkami jest plac zabaw, by przemyśleć swoje postępowanie wobec żony, sąsiadów i znajomych. Spokojna tafla jeziora, delikatne muśnięcia wiatru wyciszały jego emocje. Któregoś czerwcowego wieczoru a zdaje się, że było to 23 czerwca około godziny 23.30 po dosyć ostrej wymianie zdań z żoną Zofią udał się jak zwykł czynić w takich przypadkach w swoje ulubione miejsce nad jezioro. Przechadzając się brzegiem obserwował odbicie poświaty księżyca w spokojnym lustrze jeziora gdy nagle zerwał się mocny wiatr, zafalowała tafla wody jeziora i dały się słyszeć głosy małomiasteczkowego życia. Zlękniony stanął ze wzrokiem utkwionym w jezioro i zobaczył wynurzające się z fal ciężkie, kute w żelazie spore drzwi. Zanim zdążył cokolwiek wyrzec, drzwi pierwsze odezwały się do niego: - „ Dobry człowieku, od dłuższego czasu przychodzisz w to miejsce by zapanować nad swoja złością, przemyśleć swoje życie i chcesz zapewne zgody ze wszystkimi ludźmi. Twoje nieporozumienia z żoną zawsze są dyktowane brakiem pieniędzy w domu i trudnym waszym życiem. Jeśli spełnisz moje warunki, zobaczysz to czego nikt jeszcze nie widział, a możesz przywrócić do pełnego życia całe miasteczko, które jest zatopione w tym jeziorze. To miasteczko zostało zatopione z powodu braku szacunku do chleba, dobra które jest podstawą życia wszystkich ludzi. Mieszkańcom tego zatopionego miasteczka powodziło się tak dobrze, że z nadmiaru wszystkiego postanowili swoje ulice i chodniki wyłożyć bochenkami chleba, by po nim chodzić i nie brudzić sobie nóg. Za to musieli ponieść karę i zostali zatopieni z wszelkimi swoimi bogactwami. Zatem jest teraz szansa by przywrócić do życia to miasteczko i jego mieszkańców. Musisz jedynie spełnić postawione tobie warunki. Jutro o północy przyjdziesz w to samo miejsce i przyniesiesz swoją skrzynkę narzędziową z następującymi narzędziami. Mają być w tej skrzynce: młotek, siekierka, obcęgi, piłka do rżnięcia drewna, wiertło do nawiercania otworów i siedem dużych gwoździ. Jeżeli zabraknie w twojej skrzynce choćby jednego narzędzia przepadnie na wieki możliwość uratowania miasteczka i jego mieszkańców. A więc do zobaczenia.”
Kilka razy pan Maciej się szczypał w policzek, bo nie był pewny czy to sen czy jawa. Stał jeszcze długo wpatrzony w nocną toń jeziora.
Wróciwszy do domu przygotował zaraz w swojej skrzynce wszystkie narzędzia by już wieczorem być gotowym do tajemniczego spotkania nad jeziorem. Oczywiście, kiedy są tzw. ciche dni w domu małżonkowie nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. Od rana pani Zofia krzątała się po całym domu a pan Maciej odsypiał nieprzespaną noc. Kiedy kilkakrotnie gospodyni przechodząc przez próg drzwi między kuchnią a sienią zahaczyła się spódnicą o wystający z futryny gwóźdź, postanowiła ten gwóźdź usunąć. Wzięła więc ze skrzynki narzędziowej swojego męża obcęgi, wyjęła gwóźdź a obcęgi położyła na półkę w sieni. Po przebudzeniu się pan Maciej usłyszał bicie zegara na wieży kościoła. Policzył ilość dźwięków kuranta i stwierdziwszy, że jest to już godzina jedenasta przed północą, szybko umył się, zjadł przygotowaną przez siebie późną kolacje, ubrał się, wziął swoją skrzynkę narzędziową i udał się nad jezioro. Cały czas rozpamiętywał nocne spotkanie z tajemniczymi drzwiami. Kiedy zegar na wieży zaczął wybijać północ, spokojne dotąd jezioro zafalowało a z głębin jeziora wypłynęły drzwi i odezwały się do stojącego na brzegu Macieja: „ Jesteś dobrym człowiekiem, ale nie spełniłeś moich warunków. Nie masz wszystkich narzędzi w swojej skrzynce. Brakuje w nich obcęgów, które wyjęła twoja żona i nie włożyła ich na powrót do skrzynki. Nie możesz więc przywrócić do życia miasteczka i jego mieszkańców. Teraz widzisz, że nawet drobne sprzeczki małżeńskie i ciche dni nie wychodzą na dobre ludziom. Musisz ponieść zatem jakieś konsekwencje.” To powiedziawszy drzwi skoczyły na plecy pana Macieja i kazały się zanieść pod kościół. Biedny Maciej taszczył te ciężkie drzwi na swoich plecach i po dojściu do kościoła upadł pod nimi. Wczesnym rankiem kościelny jak zwykle poszedł otworzyć kościół i zobaczył owe drzwi a pod nimi pana Macieja. Były to ostatnie chwile życia Macieja, który z trudem opowiedział wydarzenia ostatnich dwóch dni księdzu proboszczowi przybyłemu do konającego z ostatnim namaszczeniem. Tę historię przekazywano sobie z pokolenia na pokolenie a na dowód jej prawdziwości można te drzwi obejrzeć sobie w kościele pod wezwaniem Św. Wawrzyńca. Znajdują się one w przejściu z zakrystii do ołtarza.
Kiedykolwiek znajdziesz się około północy na brzegu jeziora w Pniewach zatrzymaj się i posłuchaj. Usłyszysz wtedy zgiełk toczącego się małomiasteczkowego życia a wpatrując się intensywnie w toń jeziora dostrzeżesz zarys budynków i ulic miasteczka.
Na podstawie opowiadanej legendy w roku 1959 przez nauczycielkę szkoły podstawowej w Pniewach, panią Stanisławę Krygier, oraz wspomnień mojej mamy, Ireny Puk, opracował i fabułę stworzył w roku 2000 Zenon Puk.
KALENDARZ ZIEMI SZAMOTULSKIEJ 1958
PODANIE ZJAWA NOCNA
Teren między Pniewami a Turowem jest pagórkowaty. Jeden z pagórków leżący przy szosie lud nazwał "górą barona".
Jak głosi podanie - jeden z właścicieli Turowa zastrzelił się na tym pagórku. Od tego czasu "coś" straszy wzdłuż drogi. O północy na pagórku słychać szmery, a na drodze zjawia się baron w powozie czterokonnym i ujeżdża tam i zpowrotem. Parę razy do roku jedzie do swojego dawnego majątku, gdzie ogląda zabudowania i dziedzińce.
Ludzie z okolicy opowiadali, że barona można ujrzeć w nocy przy złej pogodzie.
PODANIE CZARNE ZWIERZĘ
W pobliżu krzyżówki pniewskiej był kiedyś głęboki i obrośnięty sitowiem staw. Przed wielu laty odebrał tu sobie życie czeladnik kowalski. Zwłok jego - pomimo wielu poszukiwań - nie odnaleziono.
Co roku w noc sylwestrową nad stawem pojawiało się bliżej nieokreślone czarne zwierzę. Podanie głosi, że koniec świata nastąpi wtedy, gdy w noc noworoczną pojawią się dwa czarne zwierzaki.
PODANIE ZATOPIONE MIASTO
Przed kilkoma setkami lat w miejscu, gdzie dzisiaj znajduje się jezioro pniewskie, stało miasteczko. Mieszkańcy ówczesnych Pniew byli bardzo bogaci i zbytkowni. Zdarzało się, że w czasie niepogodnych dni drogę do kościoła wykładali chlebem. Za tego rodzaju zbytki spotkała ich surowa kara: pod falami dzisiejszego jeziora zniknęło całe miasteczko. Podobno jeszcze dzisiaj przez wiele nocy można słyszeć dźwięi dzwonów płynących z dna jeziora.
W wiele lat później, kiedy nowe miasto rozbudowało się nad brzegiem jeziora, pewien mieszkaniec Pniew zauważył w jeziorze w dzień św. Jana stare zabudowania. Jedne wrota przemówiły do niego niskim głosem.
- Naszedł czas wyzwolenia zatopionego miasta. Tyś został wybrany, aby tego czynu dokonać. W tym celu winieneś stawić się przede mną o zmierzchu z siedmioma narzędziami: łopatą, młotem, obcęgami, łomem, toporem, pilnikiem i świdrem.
Człowiek ów przygotował sobie wszystkie te narzędzia, włożył je do kosza i oczekiwał zmierzchu. Kiedy jednak wyszedł na krótki okres czasu z pokoju, żona jego potrzebowała obcęgi. Nie włożyła ich na powrót do kosza. Naszedł wieczór, mężczyzna ó zabrał kosz z narzędziami i pośpieszył ku wrotom nad brzeg jeziora. Gdy znalazł się na miejscu wrota przemówiły do niego.
- Zostawiłeś obcęgi w domu, miasta bez tego nie możesz teraz wyzwolić. Mnie jednak musisz zanieść do pniewskiego kościoła.
Nagle wrota wyskoczyły z zawiasów, opadły mu na barki i popchnęły go w stronę Pniew. Kiedy przywlókł się na miejsce, padł bez ducha na ziemię.
Podobno owe wrota wmurowano w mury kościoła i tam przetrwały do dni dzisiejszych.
Kalendarz Ziemi Szamotulskiej 1958 udostępniła mieszkanka Pniew, nauczyciel historii p. Urszula Krawczyk.